Zaloguj Zarejestruj
Wstecz

Gadanie czy działanie?

Szczegóły

Opublikowano w
czasopismo/artykuł w prasie
Rok wydania
2015
Tytuł publikatora
Gems & Jewelry
Numer publikatora
(4) pażdziernik 2015
Wygeneruj PDF
Metryki
  • 2025-03-16 11:08:07: zedytowano przez Mariusz Pajączkowski
  • 2025-03-16 10:59:42: zedytowano przez Mariusz Pajączkowski
  • 2025-03-16 10:51:31: zedytowano przez Mariusz Pajączkowski
  • 2025-03-16 10:45:48: zedytowano przez Mariusz Pajączkowski
  • 2025-03-16 10:41:36: zedytowano przez Mariusz Pajączkowski
  • 2025-03-16 10:37:44: Utworzono przez Mariusz Pajączkowski

 

W Galerii Otwartej zadzwonił jakiś czas temu telefon. Miły żeński głos przedstawił się (cicho i niewyraźnie) oraz przekazał informację, że owa miła rozmówczyni jest „projektantką biżuterii, właścicielką marki XXX, która znana już jest w kraju i za granicą” (to już wybrzmiało bardzo wyraźnie). Według jej dalszych słów, powodzenie tejże marki XXX jest coraz większe, butiki w wielu stolicach europejskich świetnie tę markową biżuterię sprzedają, ale właścicielka marki XXX postanowiła, że w kraju też są prawdziwe znawczynie markowej biżuterii, zatem ową markę XXX postanowiła zaprezentować również w Sandomierzu.


Wiem, że nie jest łatwo dobrze zaprezentować telefonicznie swoje osiągnięcia wzornicze. Zatem – równie miło – nawiązałem rozmowę. Poprosiłem rozmówczynię o ponowne podanie imienia i nazwiska (tym razem usłyszałem, ale było to dla mnie nazwisko zupełnie nieznane), podziękowałem za telefon i przedstawiłem mojej rozmówczyni ogólne zasady współpracy Galerii Otwartej z autorami. Wspomniałem, że promocję biżuterii rozumiem jako wspólne przedstawianie przedmiotu i jego twórcy, zatem nazwisko jest całkiem wystarczającym znakiem rozpoznawczym. Że tak właśnie prezentujemy biżuterię niemal dziewięćdziesięciu projektantów i że jeżeli rozmówczyni sobie życzy, serdecznie zapraszamy do GO ją oraz jej prace. Nie jej markę XXX. Oczywiście w sytuacji, gdy biżuteria jest faktycznie własnym projektem i nie jest wzorniczo wtórna. Taktownie umknąłem z roli oceniającego i wspomniałem, że to goście GO weryfikują jakość projektu i wykonania, zaś rolą galerii jest godne umożliwienie takiego kontaktu.


I tu zaczęła się rozmowa dwóch światów. Ja zupełnie nie rozumiałem nacisku rozmówczyni, aby biżuteria była prezentowana pod logo i marką XXX, rozmówczyni zupełnie nie rozumiała, dlaczego przy prezentacji projektanta pod jego własnym nazwiskiem tak bardzo się upieram. Przecież ta marka to taka wartość! Jakże rezygnować z takiego marketingowego potencjału? Nazwiska nikt nie zapamięta, ale markę – tak. Powoli, podczas kolejnych minut, dotarliśmy do różnic, jakie (być może) istnieją między butikiem i galerią sztuki złotniczej. Rozmówczyni nieprzekonana – ustąpiła: ok, pokaże biżuterię pod swoim nazwiskiem. Prosi jednak koniecznie, abym obejrzał zdjęcia na jej profilu facebookowym i na stronie internetowej oraz przekazał przynajmniej sugestię, które z prezentowanych prac będą miały największe szanse na sprzedaż. Umówiliśmy się na kolejny kontakt telefoniczny.


Dotrzymałem słowa. Obejrzałem obie strony.


Telefon zadzwonił po paru dniach. „I co pan myśli?” – usłyszałem. Zastanowiłem się chwilę. Co odpowiedzieć? Nigdy nie czułem się dobrze w roli recenzenta, ale… zapytałem, czy mogę szczerze odpowiedzieć? Mogę. Więc bardzo delikatnie przekazałem, że prezentowana biżuteria to w całości wariacje z wykorzystaniem jednego ze splotów srebrnych drucików, znanych z rozlicznych przykładów pasków do zegarków i mających swoje korzenie w bardzo dawnej biżuterii. Chyba zrobiłem coś niezgrabnego, wyszedłem na nieuka, bo w odpowiedzi usłyszałem, że ów splot jest przez właścicielkę marki zastrzeżony, sama go wymyśliła i udoskonaliła w czasie kilkuletnich prób.


Rozmowa niebawem się zakończyła, biżuterii nie zobaczyłem i, choć chciałem, nazwy marki nie zapamiętałem. Dlatego piszę XXX. Ot, może skleroza?


Czytelnikowi należy się kilka słów wyjaśnienia: czemu ma służyć ta nieco przydługa relacja? Otóż jednemu z podstawowych problemów, jakie mamy sami ze sobą: kim jesteśmy? Projektant? Marka? Artysta–złotnik? Mały producent? Designer? Firma?


Kto pokaże swoją biżuterię podczas targów Złoto Srebro Czas 2015 w nowej Galerii Projektantów, która od października ma wyglądać jako „Członkowie STFZ” i „reszta”? Projektanci? Właściciele marek? Artyści–złotnicy? Mali producenci? Designerzy? Firmy?


Przeszłość jest prosta. Pracownie projektantów były określane ich nazwiskami. Część z nich to prawdziwe „marki”: Marcin Zaremski, Jacek Byczewski, Paweł Kaczyński, Jarosław Westermark, Zofia i Witold Kozubscy. Można wymienić ich jeszcze trochę. Część z projektantów doceniła rolę swojego znaku na przedmiocie, który w założeniu ma być „autorski”, a nie anonimowy, sygnując swoje prace nazwiskiem. Np. Jan
Suchodolski, Cezary Łutowicz, Marcin Tymiński. A na antypodach inni, którzy nawet swojego imiennika nie przybijają. Tu może już bez przykładów…


Obecnie? Niewielu z nas coś wie o „budowaniu marki” (intuicyjna wiedza jest dalece niezadowalająca, nie wystarczy logo, nazwa i wizytówka). Większość nie zna sposobów ani kosztów takiego działania, nie zdaje sobie sprawy z konieczności konsekwentnej, skutecznej i przemyślanej pracy, aby tzw. „marka” choć błysnęła małą iskierką. Ale wszyscy ją budują i okropnie dużo o tym mówią. I co? I nic. Lata mijają, a marki produktów budują inni w kolorowych czasopismach. Kto z nas zbudował markę o nazwie YYY lub jakiejś innej, pewnie bardzo silnej fonetycznie?


Od około pięciu lat markę dobrej biżuterii chce zbudować STFZ. Widać działania. Naklejki, koszulki, baner, laleczka z logo i… przez pięć lat totalny brak strony internetowej, brak informacji o działaniach niemal 150 jego członków, ba, nawet członkowie nie wiedzą, co zamierza ich Zarząd. Brak działań edukacyjnych, twórczych czy choćby strony gromadzącej ciekawe linki. Cóż, nie ma obiektu (np. strony), nie ma czego promować. Tak budujemy markę? W tajemnicy? Nie, tak jej nie zbudujemy.


Galerie specjalizujące się w biżuterii autorskiej znikają jedna po drugiej, do uczestnictwa w wystawach i konkursach brak chętnych, walczymy już tylko o sprzedaż. Kto dziś promuje się przez wystawy autorskie? Kto wydaje katalogi? Słyszę, że katalogiem jest sklep internetowy… Uff. Mamy szansę większą niż średnio sprawny marketingowiec, operujący na rynku biżuterii modowej? Nie, nie mamy. Bo nie działamy.


A jutro? Co zrobić, aby jednak biżuteria autorska wróciła na szyje i salony? Aby nasza praca została znowu doceniona, pożądana, uznawana i noszona? Pierwszy ruch należy właśnie do nas. Nie twórzmy opakowań, gdy w środku pusto. Najlepszy projekt strony internetowej jest bez sensu, jeżeli nie ma w nim treści. Najpiękniejsze zaproszenie na nic, jeżeli impreza źle rokuje. Najurodziwsza i dźwięczna nazwa marki nie pomoże, gdy nie ma produktu. Wniosek? Trzeba zacząć od przedmiotu, pomysłu, dobrego programu, skutecznej pracy. Wtedy – dobrze zapakować i dobrze sprzedać. I powtarzać, za każdym razem lepiej i sprawniej. Bo pojedyncze, nawet spektakularne działania, nic nie dadzą. Głównym grzechem ciężkim jakichkolwiek działań jest bowiem – grzech nieskuteczności.

Plik PDF/zdjęcie

Plik artykułu PDF
Zgłoś