Zaloguj Zarejestruj
Wstecz

Plusy i maliny

Szczegóły

Opublikowano w
czasopismo/artykuł w prasie
Rok wydania
2015
Tytuł publikatora
Gems & Jewelry
Numer publikatora
(3) marzec 2015
Wygeneruj PDF
Metryki
  • 2025-03-18 19:39:00: zedytowano przez Mariusz Pajączkowski
  • 2025-03-18 19:38:36: zedytowano przez Mariusz Pajączkowski
  • 2025-03-18 19:30:54: zedytowano przez Mariusz Pajączkowski
  • 2025-03-16 17:00:52: Utworzono przez Mariusz Pajączkowski

 

Zbliżają się kolejne targi Amberif, a wraz z nimi spotkanie w galerii projektantów. I znów usłyszymy: czy masz coś nowego?


Różnie to pytanie potrafi zabrzmieć. W ustach pośrednika słychać oczekiwanie na trend i nowe sukcesy handlowe, w ustach właściciela sklepu – nadzieję na zmianę ekspozycji w witrynie (bo co się sprzedaje i dzięki jakiemu asortymentowi „się żyje” – to wiadomo), wśród znajomych i przyjaciół – zaciekawienie, bo co jeszcze można zrobić, aby „szło” i „dizajnersko” się jakoś broniło. I zapewne zobaczymy wiele „nowości”, które wszak zupełnie nowymi projektami nie są. Jedyne, co w nich nowego, to połączenie nazwiska z pracą. Bo takiej biżuterii autor X wcześniej nie pokazywał. A dziś pokazuje. I... no właśnie...


Mam może większą niż inni szansę oglądu i analizy tego, co w projektanckich gablotkach można zobaczyć. Dlaczego? Bo przez ponad 30 lat sam staram się projektować biżuterię, która będzie wyraźnie odróżniała się od innych prac (z mniejszym lub większym powodzeniem), a od niemal pięciu lat, prowadząc Galerię Otwartą, bronię – jak potrafię – Autorów pokazujących w niej swoje realizacje. Czasami to się udaje, czasami... nie do końca. Podczas takich rozmów pada wiele opinii (fakt, nie wszystkie oryginalne, część jest po prostu niemądrych), ale niektóre są celne i zbyt często bywa, że komplementami nie są. A to, że „trudno odróżnić Autorów od siebie”, a to, że „dalibyście już spokój tym poskręcanym blaszkom”, a to znowu, że „ilu z was robi biżuterię z robaków” lub „takie same prace widzimy w galeriach już od lat”. Jak przekonać odbiorców, że to, co widzą, jest nowe i oryginalne, warte zakupu? Czasami naprawdę się nie da. Bo pośrednicy, handlowcy i konsumenci miewają rację. Grupa, która dziś zajmuje znaczną przestrzeń galerii projektantów, jest odtwórcza (oczywiście nie dotyczy to
wszystkich). Dlaczego? Bo jakże często wykonawca nie wie, że jego praca i pomysł już dawno został pokazany. Często – nawet bardzo dawno, czasem zgoła przed chwilą, na innych targach. To niewiedza tworzy wtórność. I... coś na kształt konsternacji na twarzach odbiorców.


Czy zatem można być dobrym projektantem, nie mając wiedzy o biżuterii autorskiej, nie znając prac przynajmniej czołówki tych, którzy tworzyli alfabet używany dziś przez nas w każdym działaniu? Zaryzykuję stwierdzenie, że to raczej trudne, prawie niemożliwe. Nawet dobry projekt, gdy zbyt zbliży się do działań poprzedników, przegrywa sam ze sobą. Dobry i nowy projekt broni się latami. W zasadzie się nie starzeje. Przykład? Oto już niemal przez cztery dekady mamy możliwość podziwiać prace dwóch do dzisiaj aktywnych członków legendarnej grupy UFO – Jacka Byczewskiego i Marcina Zaremskiego. Dziś nadal w ich katalogach zobaczymy (oczywiście – razem z innymi, które powstały bardzo niedawno) prace, które powstawały ponad ćwierć wieku wcześniej. I jakoś nikt nie odbiera ich jako „starych”. Obok tej dwójki można wymienić wiele innych przykładów. Jakże rozpoznawalną jest biżuteria Pawła Kaczyńskiego, Kamy Rohn, Bogumiła Bytomskiego, Zofii i Witolda Kozubskich, Alicji i Jakuba Wyganowskich, Ewy Rudowskiej czy Grzegorza Błażko. Coś z ich prac się zestarzało? Wymieniłem tylko kilka nazwisk, mógłbym przytoczyć ich znacznie więcej. Jednak – czas wrócić do tematu.


W rozmowach często pojawia się argument, że posługiwanie się tymi samymi narzędziami, technologiami i kalkulacjami ekonomicznymi nieuchronnie zmierza do zbliżonych wniosków i realizacji. Rozumiem argumenty, bo przez lata techniki galwaniczne, odlewnicze, multiplikacje elementu, druki 3D itp. były i są stosowane równolegle w wielu pracowniach. Ale projektowanie nie na tym polega (tak mi się wydaje), aby w tym miejscu się zatrzymać. Projektant może (i powinien) wyjść poza zaklęty krąg „prostej formy i szybkiego finiszu”, aby na tytuł projektanta zasłużyć. Minimalizm, jakże wspaniały i elegancki, trwa już tak długo, że musiał się wypalić. Kółko i kwadracik, niechby i z malutką zakutą cyrkonią, są skazane na wtórność. Rozumiem i te argumenty, że zatrzymanie pracy we właściwym momencie daje szansę na dwucyfrową cenę autorską. Ale – czas na wybór. Chcemy być projektantami czy małymi producentami?


No dobrze, to co zrobić, aby w galerii projektantów pojawiały się kolekcje prawdziwie autorskie? Kto ma o tym mówić, pisać, tworzyć zwyczaj i zdrową, ambitną konkurencję? Wydaje się, że potencjalnie, jedyną taką siłą dysponuje Stowarzyszenie Twórców Form Złotniczych. Tyle, że wymagałoby to znacznej zmiany myślenia w samym STFZ. A może inaczej? Może należałoby powołać grupę projektantów cieszących się powszechnym szacunkiem i pozytywnym brakiem skrupułów? Członkowie tej grupy wyróżniałaby (na przykład poprzez graficzny znak na gablotce – może na przykład srebrny plus?) te z kolekcji, które na prawdziwie projektanckie zasługują. Autorzy mogliby taką grupę powołać sami spośród własnego grona, zaś po stronie wystawiających pozostawiono by decyzję (i ambicję), aby o takie wyróżnienie zawalczyć. To mogłaby być szansa na krok w przód.


Celowo podczas tych wywodów nie biorę pod uwagę osób, które do autorskiego projektu mają podejście... powiedzmy... zbyt liberalne. Myślę, że projektanci powinni przestać o tym szeptać po cichu i przynajmniej we własnym gronie mocno piętnować takie działania. Tak, ostracyzm! Wiem, trudno walczyć o prawa autorskie (w ujęciu prawnym), ale nie powinno dochodzić do sytuacji, gdy takie osoby traktowane są pobłażliwie. W efekcie przeczytamy później w kolorowym czasopiśmie o nowej linii wzorniczej znanej projektantki, która tak naprawdę nic nie wymyśliła. Kopista to nie projektant, niezależnie od tego, co ogłosi w wywiadach i na swoim blogu. Nie powinno dochodzić do sytuacji, gdy wszyscy znamy prace Autorki, której „projekty” są po prostu zawłaszczone, tymczasem prawdziwa projektantka nie czuje poparcia środowiska. Czas już chyba o tym porozmawiać. Tylko – gdzie i kiedy? Może podczas przyznawania „plusów” trzeba pomyśleć o „malinowych minusach”? 


Możemy też nic nie robić. Ot, jakoś się toczy, nie „czepiajmy się” znajomych, niech każdy robi, co chce. Już kiedyś padło w środowisku hasło „róbta co chceta”. Wydaje się jednak, że przez ostatnich kilkadziesiąt lat powstał obszar określany jako środowisko artystów złotników. Warto do tej intelektualnej wartości wrócić. Konsekwentnie i ambitnie. Przez lata środowisko to tworzyło tak wielu wybitnych Artystów! Występ podczas targów w galerii projektantów jest – czy ktoś tego chce czy nie – aktualnym obrazem właśnie tej elitarnej grupy. Elitarnej – w założeniu, bo będącej w odbiorze gości grupą najaktywniejszą i najbardziej widoczną. Wizytówką. A jaka ta wizytówka będzie – zależy tylko
od nas samych.

Plik PDF/zdjęcie

Plik artykułu PDF
Zgłoś